Czy wiedzieliście, że natura potrafi stworzyć hologram lepszy niż wszystkie efekty specjalne z „Gwiezdnych Wojen” razem wzięte?
Fatamorgana to jak najbardziej szalony DJ natury – miesza niebo z ziemią, tworząc obrazy, które przyprawiają o zawrót głowy. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zdjęcia statków „pływających” po niebie w Arktyce, myślałem, że to jakaś mistyfikacja. Ale nie – to po prostu warstwy powietrza o różnej temperaturze bawią się w optycznego prestidigitatora. Wyobraźcie sobie, że idziecie przez pustynię i nagle widzicie jezioro, które znika, gdy się do niego zbliżacie – dokładnie jak w kreskówkach!
Zielony promień to kolejny dowód na to, że natura uwielbia efekty specjalne. To rzadkie zjawisko występuje tuż po zachodzie słońca i wygląda jak mały zielony laser wystrzelony prosto w niebo – jakby E.T. próbował zadzwonić do domu. Żeglarze wierzyli kiedyś, że zobaczenie zielonego promienia przynosi szczęście w miłości. Ciekawe, ilu marynarzy celowo mrugało, żeby zwiększyć swoje szanse?
Słupy świetlne to z kolei coś, co wygląda jak inwazja kosmitów na Ziemię. Pojawiają się w mroźne noce, gdy kryształki lodu w powietrzu odbijają światła miasta, tworząc pionowe smugi światła sięgające nieba. To trochę tak, jakby miasto dostało świetlne włosy na żelu. W niektórych miejscach na świecie można zobaczyć całe „lasy” takich świetlnych kolumn – wyglądają jak naturalna dyskoteka dla polarnych niedźwiedzi.
A na deser coś specjalnego – tęczowe chmury, które wyglądają jak rozlane na niebie mydliny z dziecięcej różdżki do baniek. To zjawisko jest tak rzadkie, że większość meteorologów nigdy go nie widziała na własne oczy. Co zabawne, często pojawia się nad wielkimi miastami, jakby natura chciała przypomnieć zabieganym mieszkańcom, że potrafi stworzyć lepszy Instagram niż wszystkie filtry razem wzięte. I pomyśleć, że to wszystko dzieje się bez użycia prądu, baterii czy najnowszego iPhone’a!
