Czy wiecie, że historia czasem płata takie figle, że nawet najbardziej poważni historycy zaczynają się zastanawiać, czy przypadkiem nie żyjemy w jakiejś kosmicznej komedii omyłek? Serio, niektóre zbiegi okoliczności są tak nieprawdopodobne, że gdyby ktoś umieścił je w filmie, wszyscy by narzekali na brak realizmu!
Weźmy na przykład historię Wilbura Underwooda, faceta, który w 1911 roku został przypadkowo wystrzelony z armaty cyrkowej. Brzmi jak kiepski żart, prawda? Ale to nie koniec! Dokładnie rok później, co do dnia, został ponownie wystrzelony z tej samej armaty. Wyobrażacie sobie jego minę za drugim razem? Musiał pomyśleć, że los robi sobie z niego niezłe jaja. To trochę jak wygrać na loterii dwa razy z rzędu, tylko że zamiast milionów dostajesz darmowy lot w powietrze!
A co powiecie na zbieg okoliczności z życia Edgara Allana Poe? Ten mistrz makabry napisał książkę „The Narrative of Arthur Gordon Pym of Nantucket”, w której czterech rozbitków zjada chłopca o imieniu Richard Parker. Przerażające, prawda? Ale teraz trzymajcie się krzeseł: 46 lat później, w rzeczywistości, czterech rozbitków z zatopionego jachtu naprawdę zjadło chłopca o imieniu… Richard Parker. Kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem, myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie żarty! To jak by Stephen King nagle zaczął przepowiadać przyszłość – przerażające, ale fascynujące!
A może słyszeliście o bliźniakach rozdzielonych przy urodzeniu, którzy spotkali się po latach i odkryli, że obaj nazwali swoich synów James Allan, poślubili kobiety o imieniu Linda, mieli psy o imieniu Toy i jeździli tym samym modelem Chevroleta? To brzmi jak scenariusz kiepskiej komedii romantycznej, ale to autentyczna historia! Czy to nie sprawia, że zaczynacie się zastanawiać, ile jest prawdy w teorii o równoległych wszechświatach?
A skoro już mowa o niewiarygodnych zbiegach okoliczności, to co powiecie na historię Marka Twaina? Ten słynny amerykański pisarz urodził się w 1835 roku, kiedy na niebie pojawiła się kometa Halleya. Twain często żartował, że skoro przyszedł na świat z tą kometą, to pewnie z nią też odejdzie. I wiecie co? Miał rację! Zmarł w 1910 roku, dokładnie podczas kolejnego pojawienia się komety Halleya na niebie. To jak zaplanować sobie kosmiczne wejście i wyjście ze sceny życia! Czy to nie sprawia, że zastanawiacie się, jaką kometę wybralibyście dla siebie? Ja osobiście wolałabym coś mniej przewidywalnego – może jakąś nowo odkrytą, żeby dodać element zaskoczenia. W końcu, jeśli mamy brać przykład z Marka Twaina, to trzeba to zrobić z prawdziwym pisarskim rozmachem!