Matt Berry – brytyjski komik i aktor głosowy

Gdyby brytyjski humor był winem, Matt Berry byłby jego najbardziej wytrawnym, a zarazem ekscentrycznym rocznikiem. Ten niezwykły komik i aktor głosowy to istny kalejdoskop talentów, który potrafi rozbawić do łez nawet najbardziej ponurego Brytyjczyka w deszczowe popołudnie. Jego głos, głęboki jak Rów Mariański i aksamitny jak futerko kociaka, stał się nieodłącznym elementem brytyjskiej komedii, niczym herbata w filiżance angielskiego śniadania.

Wczesne lata życia i dorastanie

Matthew Charles Berry przyszedł na świat 2 maja 1974 roku w Bromham, w hrabstwie Bedfordshire. Był to rok, w którym ABBA wygrała Eurowizję z piosenką „Waterloo”, co być może było zwiastunem, że mały Matt kiedyś podbije świat rozrywki swoim własnym, niepowtarzalnym stylem.

Dorastał w rodzinie, która z pewnością nie spodziewała się, że ich syn stanie się kiedyś głosem tysiąca postaci. Jego ojciec był dozorcą, a matka pielęgniarką. Podobno mały Matt po raz pierwszy rozśmieszył całą rodzinę, gdy w wieku trzech lat próbował naśladować głos swojej babci, która właśnie połknęła muszkę. Ta anegdota, przekazywana z pokolenia na pokolenie w rodzinie Berry’ch, może być nieco przesadzona, ale doskonale oddaje atmosferę, w jakiej dorastał przyszły komik.

Jako nastolatek Matt był znany z tego, że potrafił rozśmieszyć całą klasę jednym spojrzeniem. Jego nauczyciel angielskiego, pan Higgins, wspomina: „Berry miał ten dar, że mógł powiedzieć 'dzień dobry’ w taki sposób, że wszyscy tarzali się ze śmiechu. Czasami zastanawiałem się, czy nie jest opętany przez ducha jakiegoś wiktoriańskiego komika.”

Początki kariery

Pierwsze próby komediowe Berry’ego były… no cóż, powiedzmy, że nie zawsze trafiały w dziesiątkę. Jego debiut w lokalnym pubie „The Laughing Badger” przeszedł do historii jako „Noc, Gdy Nikt Się Nie Śmiał”. Berry, ubrany w smoking wypożyczony od kuzyna (który był o dwie głowy niższy), próbował przez 20 minut rozbawić publiczność żartami o brytyjskiej pogodzie. Jedynym dźwiękiem, jaki słyszał, było skrzypienie krzeseł i okazjonalne chrząknięcie.

Ta porażka, zamiast go zniechęcić, ukształtowała jego unikalny styl humoru. Berry zrozumiał, że jego siłą nie są klasyczne dowcipy, ale absurdalne sytuacje i charakterystyczne postacie. To właśnie wtedy zaczął eksperymentować z głosem, tworząc paletę dziwacznych akcentów i intonacji.

Przełomowym momentem w karierze Berry’ego był występ w programie „The IT Crowd”, gdzie zagrał ekscentrycznego szefa firmy, Douglasa Reynholma. Jego interpretacja tej postaci była tak przekonująca, że przez kilka tygodni po emisji odcinka, ludzie na ulicy pytali go, czy może naprawić ich komputer.

Szczyt kariery

Najbardziej znane role Berry’ego to bez wątpienia Steven Toast w „Toast of London” i Laszlo Cravensworth w „What We Do in the Shadows”. W obu tych produkcjach Berry pokazał pełnię swojego talentu, tworząc postacie tak absurdalne, że aż prawdziwe. Jego interpretacja Stevena Toasta, sfrustrowanego aktora z głosem, który mógłby topić lód, jest według mnie jednym z największych osiągnięć w historii brytyjskiej komedii. To trochę tak, jakby Lord Byron postanowił zostać komikiem stand-upowym.

Charakterystyczny styl Berry’ego to mieszanka absurdu, surrealizmu i nieoczekiwanych zmian tonu. Potrafi przejść od szeptu do krzyku w ułamku sekundy, a jego mimika jest tak ekspresyjna, że mogłaby zawstydzić nawet najbardziej elastycznego klauna. Oto przykład typowego dialogu Berry’ego:

„Dzień dobry, pani Robinson. Czy mogłaby pani łaskawie podać mi solniczkę? NIE TĄ SOLNICZKĘ, KOBIETO! Tę z lwią głową i rubinowymi oczami. Tak, tę. Dziękuję, jest pani aniołem w ludzkiej skórze. A teraz przepraszam, muszę nakarmić moje stado dzikich flamingów.”

Wpływ Berry’ego na kulturę popularną jest nie do przecenienia. Jego charakterystyczny głos stał się tak rozpoznawalny, że niektórzy twierdzą, iż gdyby Berry czytał książkę telefoniczną, stałaby się bestsellerem. To trochę tak, jakby Morgan Freeman i Alan Rickman mieli dziecko, które postanowiło zostać komikiem.

Życie osobiste

Życie osobiste Berry’ego jest równie fascynujące jak jego kariera. Przez lata krążyły plotki, że Berry jest w związku z mówiącym pingwinem, którego spotkał podczas kręcenia reklamy lodów. Chociaż te doniesienia okazały się nieprawdziwe (pingwin był podobno zaręczony z foką), pokazują one, jak bardzo postać Berry’ego zrosła się z jego ekscentrycznym wizerunkiem.

Poza sceną Berry jest zapalonym kolekcjonerem Victorian pickle forks – widelczyków do konserwowych ogórków z epoki wiktoriańskiej. Ta niezwykła pasja podobno zainspirowała go do napisania niewydanej jeszcze rock opery pt. „Korniszon, mój korniszon”.

Dziedzictwo i wpływ

Matt Berry zmienił krajobraz brytyjskiej komedii w sposób, który można porównać tylko do wpływu brexitu na brytyjską politykę – nie zawsze wiesz, czy się śmiać, czy płakać, ale na pewno nie możesz oderwać wzroku.

Otrzymał wiele nagród za swoją twórczość, w tym prestiżową statuetkę „Złotego Kabaczka” za najlepszy głos w reklamie warzyw. Podobno podczas ceremonii wręczenia nagród Berry wygłosił przemówienie składające się wyłącznie z chrząknięć i pomruków, co zostało uznane za „najbardziej elokwentne przemówienie w historii brytyjskiego showbiznesu”.

Wpływ Berry’ego na innych komików jest nie do przecenienia. Młodzi artyści często próbują naśladować jego styl, co prowadzi do zabawnych sytuacji. Podobno podczas ostatniego castingu do roli Hamleta w Royal Shakespeare Company, połowa kandydatów mówiła głosem przypominającym „pijanego lorda, który właśnie połknął żabę”.

Późniejsze lata i obecna działalność

W ostatnich latach Berry rozszerzył swoją działalność o muzykę, wydając kilka albumów, które można opisać jako „dźwiękowy odpowiednik surrealistycznego malarstwa Salvador Dalí”. Jego ostatni singiel, „Łosoś w meloniku”, stał się nieoczekiwanym hitem w klubach dla seniorów.

Berry angażuje się również w działalność charytatywną, choć jego metody są… nietypowe. Założył fundację „Głos dla Bezgłośnych”, której celem jest nauczanie technik głosowych ryb w brytyjskich akwariach. Choć inicjatywa ta spotkała się z pewnym sceptycyzmem (głównie ze strony ryb), Berry pozostaje niewzruszony w swoim przekonaniu, że „każda flądra zasługuje na szansę zostania następnym Pavarottim”.

Podsumowanie

Matt Berry to więcej niż komik czy aktor głosowy – to instytucja, fenomen, żywa legenda brytyjskiego humoru. Jego wpływ na komedię jest tak głęboki, że można by się zastanawiać: czy to Berry naśladuje rzeczywistość, czy może rzeczywistość zaczęła naśladować Berry’ego?

Czy możliwe jest, że wszyscy jesteśmy po prostu postaciami w jakimś wielkim, kosmicznym skeczu napisanym przez Matta Berry’ego? A może to Matt Berry jest postacią wymyśloną przez grupę ekscentrycznych brytyjskich komików, którzy postanowili stworzyć idealnego artystę?

Niezależnie od odpowiedzi na te pytania, jedno jest pewne: świat komedii bez Matta Berry’ego byłby jak herbata bez mleka, jak fish bez chips, jak królowa bez korony – możliwy, ale zdecydowanie mniej interesujący. I za to właśnie kochamy Matta Berry’ego – za to, że sprawia, że rzeczywistość wydaje się odrobinę bardziej absurdalna, a przez to znacznie bardziej znośna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *